Może nie rozpatrywać awaryjności auta jako takiej, a bardziej trwałość...
Ciężko mi coś więcej pisać o lexie, ale wiele podzespołów jest produkowana przez te same firmy- Koyo, Denso, Aisin.
Poza swoją sympatią do rudej, auta japońskie mają bardzo trwałe podzespoły. Dajmy na to łożyska kół (koyo), którym nie straszne i 250kkm oraz 15 lat, chłodnice (koyorad) które potrafią wytrzymać 13-14 lat, amortyzatory KYB które wytrzymywały po 200kkm, kopułki którym i 200kkm nie straszne, skrzynie AT Aisin które ciężko zajechać, zawieszenia które wytrzymują i po 280-300kkm. Można by wymieniać i wymieniać... Nic nie jest wieczne, ale biorąc pod uwagę trwałość tych wszystkich elementów, to auta japońskie są naprawdę niezawodne i trwałe. Oczywiście jak ktoś przez 15 lat jeździ i tylko leje paliwo to nie ma co się spodziewać cudów.
4 lata temu, gdy galant był dieslem zmieniałem uszczelkę pod głowicą (ten diesel nie był bezawaryjny). Na blacie coś koło 250kkm, a na cylindrach ślady po fabrycznych honowaniu cylindrów

U niemieckiej konkurencji przy tym przebiegu pojawiają się już lekkie progi.
Brat teraz jeździ BMW E60 3.0D z 2004. Auto jeździ super, prowadzenie rewelacja, moment obrotowy itd. Ale do głowy by nie przyszło jakie rzeczy mogą się tam popsuć. Czujniki temp, sterowniki turbiny, egr, klapki w kolektorze, dpf, przewody hamulcowe, wyświetlacz navi, radio i kilka innych. A to wszystko w przeciągu 2 lat.
Nasze stare lexy, jeśli nie mają kosmicznych przebiegów na pewno nam jeszcze długo posłużą.
A tak na marginesie. Ilekroć w TVN Turbo pojawia się lexus, w szczególności LS, to Kornacki niemalże dostaje orgazmów opowiadając o UZ-etach i legendzie lexa. Coś musi w tym jednak być. Zresztą w automaniaku Mikiciuk też się ekscytował
